środa, 5 września 2012

Venice freaks

Dziś trochę luźniej, czyli ciekawostka z okolicy, w której mieszkamy.

Venice to dzielnica, którą spokojnie można nazwać mekką hipisów. Na każdym rogu można kupić marihunanę (legalnie!). Jeśli posiadasz kartę "pacjenta" (którą można nabyć za ok. $40 jeśli np. boli Cię głowa, lub kaszlesz, lub masz biegunkę, lub źle sypiasz itp...), przyjmą Cię specjalni doktorzy (w kitlach!), którzy rozwiążą Twój problem jednym i tym samym lekiem.

Przykładowa przychodnia z lekarzami w środku.

Co więcej, jeśli później złapie Cię policja, to większe problemy będą z powodu piwa w ręce niż worka marychy w kieszeni. Pod warunkiem, że pokażesz kartę pacjenta. To nie jest żart.

Przychodnie na ogół ze sobą konkurują; jeden "doktor" przyjmował w pokoju obok w naszym hostelu - wystarczyło poranne otwarcie okna i... z resztą nieważne ;)
Historię znam z opowiadań (choć doktor koło nas faktycznie chodził w kitlu!), gdyż kartę pacjenta może nabyć tylko rezydent Kalifornii .

Kolejna rzecz typowa dla hipisów to mnóstwo bezdomnych śpiących na ulicach. Ale nie są to tylko takie "dziady" jak u nas - niektórzy z nich to normalni ludzie z codzienną pracą. Wszak w nocy jest tu ok. 20 stopni, a liberalna policja nie przegania nikogo ze śpiworami w zaułkach (chyba że masz broń albo rzucasz w nich kamieniami).
Niektórzy z "dziadów" bezdomnych starają się na co dzień zarabiać na różne sposoby, rekordzistą jest typ, który codziennie usiłuje sprzedać kawałki kartonu z różnymi napisami :)
Inni z kolei inwestują dużą kasę, licząc że zwróci się to z pieniędzy rzucanych przez turystów - tak jak gość spacerujący z wielkim wężem na szyi lub facet, który w swojej kolekcji posiada ponoć papugi za 2-3 tys. dolarów:

Pan żyje z prezentowania papug na swoim rowerze.
Jeszcze inni, a nawet rzekłbym, że najwięcej tu takich, w ogóle nie oczekują pieniędzy za to co robią. Taką postacią jest np. Człowiek-Drzewo, czyli Treeman, jak go tu nazywają. Jest to postać niebywała - przechadza się ulicami Venice Beach niekiedy opierając się o palmy (autentycznie jest wtedy nie do zauważenia) i zabawiając ludzi nie oczekując nic w zamian.
Pewnego razu władował nam się do pokoju, a co gorsza był to pierwszy raz kiedy go widzieliśmy. A uczucie to naprawdę niekomfortowe, kiedy taka oto niezidentyfikowana kreatura zmierza w Twoją stronę, a Ty nie masz gdzie uciec:

Przez pierwsze kilka sekund po jego wtargnięciu wszyscy byli autentycznie przerażeni!
Zdecydowanie największy szok (mimo swoistego przyzwyczajenia się do codziennego napotykanie naprawdę nietypowych ludzi i zdarzeń) przeżyliśmy wracając pewnego razu do hostelu. Oto pośród turystów, surferów, doktorów, joggerów i bezdomnych przechadzał się Jezus. Szedł powolnym krokiem w stronę oceanu, nie bacząc na rozpędzone rowery i biegnących ludzi. Nie zatrzymał się ani na chwilę, błądząc wzrokiem w nicości, a wiatr rozwiewał jego długie włosy... Na szczęście zdążyliśmy uwiecznić ten moment zanim morze rozstąpiło się:


Widok tak nieprawdopodobny, że aż robiło się nieswojo.
Oczywiście trudno uchwycić każdego freaka na zdjęciu; a podczas codziennych podróży do pracy i z pracy widujemy ich naprawdę wielu. Ostatnio widziałem człowieka z długą siwą brodą w turbanie i starożytnym perskim stroju tańczącego do kapeli (złożonej z bezdomnych muzyków) grającej "Born to be wild". Wszystko na zaludnionym boardwalk'u w słoneczny dzień.
Często widujemy także dziadka w samych majtkach w barwach flagi amerykańskiej, który nosi na głowie ogromny hełm (również w kolorach flagi) i zawsze ma ze sobą torbę (tak, amerykańską) z jakimiś pierdołami.
Niedawno natknąłem się także na mnichów lub jakichś ortodoksyjnych Żydów (lub nie wiem co właściwie reprezentowali) ubranych jak widać poniżej przy temperaturze ok. 27 st. C.

Nic spektakularnego w porównaniu z pozostałymi, wiem;
tylko staram się przybliżyć Wam tutejszą codzienność.
Można by tak wymieniać naprawdę długo, ponieważ dosłownie co kilka dni się na takie rzeczy natykamy. Jest to tutaj całkowicie normalne, a co więcej prawie wszyscy się ze sobą znają.

Większości z nich nie przeszkadza fakt, że sypiają na ulicy. Choć nie wszyscy - Treeman, jak się okazało mieszka u nas w hostelu za darmo, w zamian za ogólną pomoc w utrzymywaniu placówki, a Venice Jesus ma żonę i dzieci.

~Marcin